Człowiek istotą dialogiczną. w: W kręgu kierownictwa duchowego, t. 1., Wydawnictwo m, Kraków 1994, s. 13-21; wyd. drugie Kraków 1997, s. 7-15

CZŁOWIEK ISTOTĄ DIALOGICZNĄ


1. Osobowość oświeceniowa ideałem człowieka?

Podczas pewnej konferencji filozoficznej zorganizowanej parę lat temu przez Instytut Filozofii Uniwersytetu A. Mickiewicza w Poznaniu jedna z prelegentek, analizując sytuację duchową współczesności zaproponowała powrót do osobowości oświeceniowej jako do tej wizji człowieka, która - jej zdaniem - może ukierunkować formację współczesnego człowieka w pożądanym kierunku. Domyślne było tu twierdzenie, że to właśnie odejście od ideału osobowości oświeceniowej jest przyczyną duchowej biedy współczesnego człowieka.

Co składa się na tę wizję?

Postaram się ją naszkicować w jej głównych elementach, bo jest to wizja, która wciąż funkcjonuje w kulturze. Czynię przy tym odwrotne założenie niż postulat powrotu do osobowości oświeceniowej, to znaczy uważam, że funkcjonowanie tego ideału w kulturze jest jedną z istotnych przyczyn zagubienia współczesnego człowieka i utrudnieniem w przezwyciężeniu skutków tego zagubienia.

a. Człowiek autonomiczny

W czwartej tezie Wychowania rodzaju ludzkiego (Erziehung des Menschengeschlechts) LESSINGA czytamy: Wychowanie nie przynosi człowiekowi nic, czego by nie mógł on mieć sam z siebie, tylko [dzięki wychowaniu] następuje to szybciej i łatwiej. Tak więc również Objawienie nie daje rodzajowi ludzkiemu nic, do czego by nie doszedł także rozum ludzki pozostawiony samemu sobie; ono tylko dało i daje mu najważniejsze z tych rzeczy wcześniej.

Ten tekst Lessinga wyraża m. in. oświeceniowe przekonanie o autonomii człowieka wobec drugiego człowieka i wobec objawienia. Autonomia, o którą tu chodzi nie jest autonomią człowieka, który rezygnuje z pomocy i mówi jak dziecko na pewnym etapie rozwoju - ja sam; lecz jest autonomią samowystarczalności radykalnej: drugi nie dodaje nic do mojego człowieczeństwa, czego nie mógłbym mieć sam z siebie; Objawienie nie dodaje nic do wiedzy rodzaju ludzkiego, czego rozum nie mógłby wiedzieć/wymyślić sam z siebie. Drugi co najwyżej skraca czas dochodzenia do wiedzy; Objawienie podobnie. Ani ludzki wychowawca ani Boski Nauczyciel nie są człowiekowi w zasadzie potrzebni: jest on samowystarczalny w bycie, samowystarczalny w dochodzeniu do (wymyślaniu) najgłębszej wiedzy. Człowiek w pełni autonomiczny, to taki, który nie potrzebuje nikogo, by być, rozwijać się i ujaśniać tajemnicę wszystkiego.

b. Człowiek z natury dobry

Oto drugi element oświeceniowej wizji człowieka. Potwierdza on zasadniczo i określa jego autonomię: człowiek nie potrzebuje nikogo, by być dobrym człowiekiem. Drugi ze swoimi wskazówkami i pouczeniami, Bóg ze swoimi przykazaniami i obaj ze swoją miłością nic nowego nie wnoszą. Człowiek autonomiczny to taki człowiek, który nie potrzebuje nikogo, by być dobrym. Wyrażając się dosadnie możemy powiedzieć, że uznanie człowieka za dobrego z natury znaczy tyle, co uznanie, że wystarcza mu miłość własna, by urzeczywistniać się dobrze.

c. Człowiek zdystansowany obserwator

Nic dziwnego, że idealnym sposobem odnoszenia się do świata zewnętrznego, charakterystycznym dla osobowości oświeceniowej jest relacja czysto przedmiotowej obserwacji z dystansu. Obojętne czy będzie to obserwacja estetyczna, czy pod kątem użyteczności; czy zrodzi ona podziw, czy też bardziej przyziemne pragnienie posiadania. Relacja do drugiego człowieka też nie wykroczy poza obserwację przedmiotu. Drugi pojawi się tutaj jako przedmiot dla obserwatora. Ja sam dla drugiego jestem przedmiotem obserwacji. Dlatego osobowość oświeceniowa będzie miała kult dla nauk empirycznych. One bowiem umożliwiają realizację w sposób pełny i metodyczny postawy zdystansowanego obserwatora. Zdystansowany obserwator nie jest niepowtarzalną, jedyną osobowością, lecz w pełni wymienialnym elementem układu, zastępowalnym do pewnego stopnia nawet przez przyrząšdy rejestrujące. Relacja, jaka zdystansowanego obserwatora łączy z otoczeniem jest relacją - gramatycznie mówiąc - między trzecimi osobami: coś patrzy na coś i samo z kolei może być lub - w wypadku relacji z drugim - jest widziane. Oczywiście nie nauki empiryczne ponoszą odpowiedzialności za to, że ich uzasadniony postulat metodyczny został podniesiony do rangi idealnego sposobu odnoszenia się do świata.

d. Człowiek pod prawem opinii publicznej

W wizji osobowości oświeceniowej znajdujemy równiez ideę, że miarą cnoty i występku, dobra i zła jest ostatecznie pochwała lub nagana opinii publicznej (Locke). Opinia większości nie jest wprawdzie uważana za normę moralną, niemniej jednak nabiera ona takiego znaczenia, że związek prawa z etyką zostaje zastąpiony związkiem z socjologią, która odtąd określa treść prawa stanowionego. Osobowość oświeceniowa jest w gruncie rzeczy jednostką o rozdartej świadomości. Z jednej strony posiada niezwykle wyostrzoną świadomość swoich niezbywalnych praw, swojej godności i odrębności, z drugiej zaś strony świadomość jej nieredukowalnej odrębności jest pod presją opinii większości, która sprawia, że ceną zachowania odrębności jest nieprzystosowanie i marginalizacja.
 

2. Zagubiona istota

Przedstawiona tu w uproszczonym zarysie wizja osobowości oświeceniowej nie neguje różnych elementów określających człowieka. Twierdzi się tu tylko, że tym, co określa bycie człowieka w sposób wystarczający i pełny, jest człowiek sam. Nie neguje się tu np. faktu, że relacja do świata a zwłaszcza do drugiego człowieka może być wielowymiarowa i ważna. Twierdzi się tylko, że nie wnosi ona nic do określenia istoty człowieka, bo prawdziwa istota człowieka, jeśli w ogóle może być ujęta, to tylko w relacji przedmiotowej i do niej musi zostać sprowadzona. Znaczy to np. że w takim ujęciu o miłości dwojga ludzi lub o akcie religinym można powiedzieć rzeczy istotne tylko w trzeciej osobie z pozycji zdystansowanego obserwatora; sami zaś kochający się, sam zaś człowiek religijny mogą pisać np. wiersze, które raczej zasłaniają niż wyrażają istotę rzeczy.

Osobowość oświeceniowa, to człowiek, który zagubił swoją własną istotę i nie bardzo o tym wie, i nie wiadomo jak ma się o tym dowiedzieć, bo przecież człowiek autonomiczny radzi sobie sam, do wszystkiego dochodzi sam. Wydaje mi się, iż to właśnie funkcjonowanie tego modelu osobowości (niekoniecznie świadome!) nakłada się na lęki i mechanizmy obronne, dostarczając usprawiedliwienia zamknięciu, rezygnacji z szukania rady, z pomocy w rozeznawaniu. Zagubienie istoty może się wyrażać w przeżywaniu samotności jako samowystarczalność, w zniechęceniu do pytania i słuchania (bo człowiek oświecony przecież lepiej wie!), w niezdolności do zakwestionwania siebie. Stąd chyba w naszym społeczeństwie tak wielu ludzi, którzy zdają się wszystko wiedzieć, mają recepty na naprawienie świata. Czyż nie tak właśnie zachowują się czasem pewni siebie księża? Funkcję "oświeconej" idei może przecież przejąć również religia. Zagubienie własnej istoty podnosi zapotrzebowanie na protezy, maski i pozory. Udawanie, które człowiekowi wystarcza jako Ersatz swojej istoty najlepiej świadczy o ubóstwie ducha.
 

3. Gramatyka mowy: istota (przechowana i) odnaleziona

Mowa, jaka wydarza się między ludźmi broni się jednak skutecznie przed taką redukcją i wciąż mówi przynajmniej tyle, że podstawowa forma człowieczeństwa (Barth) nie wyczerpuje się w przedmiotowości trzeciej osoby ani w pozorze bycia. Już najbardziej prymitywna gramatyka zawiera cały cud bytu człowieka. (Rosenstock-Huessy, s. 110)(1) Gramatyka wyraża cały byt człowieka w postaciach: ja - ty - on (ona, ono) - my - wy - oni (one). Żadna z tych postaci nie może być pominięta albo pomyślana bez innych, jeśli się chce ująć i wyrazić istotę człowieka. Ani samotność i patos pierwszej osoby, ani monumentalność trzeciej osoby nie są oddzielnie i same dla siebie autonomicznymi formami człowieczeństwa. Gdyby tak było musielibyśmy uznać np. narcystę czy nadczłowieka (Übermensch) za sposoby bycia odzwierciedlające istotę człowieczeństwa. Także formy liczby mnogiej - my, wy, oni - nie mogą być uznane za autonomiczne formy człowieczeństwa w oderwaniu od więzi wyznaczonej parą słów ja i ty. Wówczas mielibyśmy po marksistowsku pojęty kolektyw, masę, w której niknie pojedynczy, niepowtarzalny człowiek - ja i ty właśnie - który pozostaje co najwyżej tylko śladowo jako gramatyczna trzecia osoba, czyli egzemplarz w gatunku lub uczestnik nadrzędnych procesów, których nie współtworzy, lecz się im podporządkowuje.

Cały cud bytu człowieka, jaki zawiera i wyraża gramatyka, to bycie którego istotą określającą nie jest troska o swoje własne (dobre) bycie (Heidegger), lecz współbycie z innym człowiekiem (Barth, s. 133). W tym kontekście trzeba spojrzeć na całą problematykę doskonałości i doskonalenia się, które mogą również być zaprzeczeniem istoty człowieka podobnie jak np. hedonizm.

a. Współbycie jako dialogiczność

Człowieczeństwa nie ma w samotności (Barth, s. 134). Jest ono tylko wraz z innymi. Podstawową formą człowieczeństwa rozumianego jako współbycie, formą, która jest warunkiem wszelkiego spełnienia, jest forma wyrażona przez podstawowe słowo, które nie jest pojedynczym słowem, lecz parą słów Ja-Ty; nie istnieje bowiem Ja w sobie (Buber, s. 37). Dla Bubera jest to zawsze albo Ja z pary słów Ja-Ty lub Ja z innej podstawowej pary słów Ja-To.

Zastanówmy się teraz wraz z K. Barthem nad tym, co to znaczy Ja z pary słów Ja-Ty.

Co to znaczy "ja"? Wypowiadam to słowo i dokonuję tym samym (...) pewnego rozróżnienia oraz ustanawiam pewną relację. (...) Słowem tym odróżniam siebie od drugiego człowieka, który nie jest mnš, ale też nie jest jakimś "to", jakimś przedmiotem, lecz kimś, kto moje oznajmienie siebie jako "ja" może przyjšć, ocenić i zrozumieć, sam bowiem jest w stanie w ten sam sposób oznajmić siebie mnie. Odróżniając siebie od tego drugiego człowieka zakładam, akceptuję i ustanawiam - o ile to ode mnie zależy - również relację względem niego: względem niego jako równego mnie. Zwracając się do tego przedmiotu jako "ja", odróżniam go przecież nie tylko od siebie, lecz także od wszystkich innych przedmiotów, od wszelkiego "to", stawiam go ze sobą samym (...) w tej samej przestrzeni, wyznaję, że w swojej przestrzeni nie jestem bez niego, że moja przestrzeń jest nie tyko moja, lecz również jego. (Barth, s. 135)

Konsekwencją takiego podejścia jest m. in. to, że samotna troska o swoje własne bycie doskonałym w znaczeniu realizacji jakiegoś wymyślonego programu życiowego, w tym również jako założony program życiowy pojętego powołania, narażona jest na zagubienie istoty człowieczeństwa. W 'ja' zapowiada się także gotowość wzajemności jako forma współbycia.

Człowieczą formą współbycia wyróżniającą człowieka z masy innych przedmiotów nie jest mówienie o, lecz mówienie do - JEST DIALOG. Ja nie jest samowystarczalne, autonomiczne, suwerennie się określające i wyróżniające: czyste, absolutne, samowystarczalne "ja" jest iluzją, ponieważ ja właśnie jako "ja", myśląc i wypowiadając to "ja", nie jestem dla siebie, nie jestem sam, nie wystarczam sobie samemu (Barth, s. 137), lecz jestem dla ciebie "ty", uzyskując od ciebie potwierdzenie i określenie, którego bez ciebie bym nie miał pozostając w masie przedmiotów i zdarzeń i pozostawiając ciebie w tej samej masie.

Dialogiczność ludzkiego bytu opisana tu na pewnym stopniu abstrakcji da się ukonkretnić przez opis procesu dochodzenia do samoświadomości i odpowiedzialności. Opis ten zaczerpnę z Gramatyki duszy E. Rosenstocka-Huessy (s. 99 i n.):

Słuchanie, to że jesteśmy obecni dla innych i coś znaczymy, że oni chcą czegoś od nas, poprzedza (...) wyrażenie tego, że sami jesteśmy, i tego, czym jesteśmy. To, że otrzymujemy z zewnątrz polecenia i jesteśmy osądzani z zewnątrz, dostarcza nam samoświadomości. Albowiem wobec tego polecenia i tego osšdu doznajemy siebie jako czegoś szczególnego. (...) Tak więc zwracanie się po imieniu do człowieka jako istoty wyróżnionej własnym imieniem poprzedza wszelkie własnej myślenie ja o sobie samym. (...) Albowiem odpowiada dopiero człowiek, który inaczej niż gatunkowe rzeczy otoczenia, jak drzewa, stoły kamienie i domy wyróżniony jest własnym imieniem, (...) które mu uprzytamnia, że może odpowiedzieć "tak" lub "nie", że jest w stanie się przeciwstawić.

Samookreślenie, samoświadomość człowieka (a więc konsekwentnie również i rozeznawanie!) nie jest więc samowystarczalnym, autonomicznym, płynącym od wewnątrz czynem, lecz jest odpowiedzią na wezwanie, odpowiedzialnością wobec drugiego. Dlatego inaczej trzeba pojąć autonomię człowieka.

b. Autonomia TAK i NIE

Autonomia bytu ludzkiego pojętego jako współbycie jest autonomią człowieka zdolnego do powiedzenia "tak" lub "nie" wobec tych głosów, które wołają go po imieniu i wyrywajšc z masy próbują określić jego wolność. Autonomia jest tu pojęta zasadniczo jako odpowiedzialność. Jest to bardzo istotne dookreślenie autonomii.
 

4. Kierownictwo duchowe przypadkiem dialogu

Wychowanie nie polega na przyspieszaniu tego, co i tak człowiek osiągnie sam z siebie, lecz na budzeniu jego istoty, która inaczej pozostałaby nigdy nie odkryta. Budzenie istoty okazuje się budzeniem do odpowiedzialności za swój wartościowy kształt za własne "tak" lub "nie". Podstawowym zadaniem tej specyficznej relacji, jaką jest wychowanie, jest więc wyróżnienie człowieka z masy innych przedmiotów tak, by mógł stanąć wobec innych i wobec Boga w odpowiedzialności. Dzieje się to przez dialog, w którym dystans wychowawcy pozwalajšcy wychowankowi zaistnieć samodzielnie i odpowiedzialnie, nie jest dystansem chłodnego obserwatora, lecz jest jednym z najważniejszych głosów wyzwalających istotę człowieka, wyzwalających odpowiedzialność.

Jeśli zacząłem od mówienia o relacji wychowawczej, to po to, aby na tym tle lepiej zarysować kontury tego szczególnego przypadku dialogu, jakim jest kierownictwo duchowe. Sytuuje się ono bowiem gdzieś na przedłużeniu dialogu wychowawczego, zachowując jednak swoją specyfikę. Nie będzie mi jednak chodzić o pokazanie specyfiki kierownictwa duchowego jako dialogu poprzez omówienie jego praktycznej strony, lecz poprzez ukazanie jego możliwego znaczenia dla zachowania i rozwoju obudzonej istoty człowieczeństwa, czyli dla trwałego i spójnego ukierunkowania odpowiedzialności za życiowe "tak" lub "nie", lub dla jej podtrzymania. Owo ukierunkowanie odpowiedzialności nie ma na celu wyręczania kogokolwiek w odpowiedzialności życiowej. Wręcz przeciwnie - jego owocem będzie autentyczna autonomia i objawienie owej dobroci, którą ujrzał Bóg, gdy dokonał dzieła stworzenia.

Kierownictwo duchowe chciałbym nazwać dialogiem świadków, poprzez który rozpoznajemy i umiejscawiamy odpowiedzialnie siebie samych wobec innych ludzi i wobec Boga. Skoro dialog świadków to istotnym niejako "rodzajem literackim" tego dialogu będzie opowiadanie, którego bohaterem nie jest zasadniczo JA narratora lecz ktoś inny, kto upomina się o wolność narratora. Człowiek pośród głosów świata i swojego wnętrza jest często zdezorientowany. Rozeznać pośród głosów ten głos, na który trzeba odpowiedzieć nie jest łatwo. Dlatego ten, kto prosi o kierownictwo opowiada o tym, co próbuje określić jego wolność. Słyszy się i jest słuchany i dzięki temu zaczyna rozróżniać i porządkować to, co upomina się o jego wolność. To, co upomina się o jego wolność nabiera w ten sposób realności. Staje się możliwe odsianie złudzeń. Słuchający staje się świadkiem w podwójnym znaczeniu. Po pierwsze staje się świadkiem tego, co dochodzi do głosu w słowie mówiącego; po drugie jako człowiek doświadczony w słuchaniu i rozeznawaniu staje się świadkiem dającym świadectwo o INNYM. Świadectwo słuchającego pomaga rozróżniać głosy upominające się o wolność i odnaleźć pośród nich wołanie INNEGO. Między świadkami nie pojawia się zasadniczo imperatyw. Świadectwo i słuchanie mają wydobyć z szumu ten imperatyw, na który warto dać odpowiedź. Nie będzie to imperatyw normy powszechnej lecz powołania.
 

5. Zakończenie

W świetle tych rozważań kierownictwo duchowe jawi się jako służba niezastąpiona, zwłaszcza we współczesnej sytuacji kulturalnej, która pracuje na zagubienie dzisiejszego człowieka. Złudzenia towarzyszyły człowiekowi zawsze, ale w sytuacji szoku spowodowanego nagłym zaistnieniem pluralizmu po okresie totalitarnego "wodzenia za nos" propozycja zawarta w modelu osobowości oświeceniowej jest zupełnie nieadekwatna, bo łudząc możliwością samotnego zrealizowania autonomii faktycznie pozostawia człowieka samego i bezbronnego wobec tego wszystkiego, co upomina się o jego wolność. To nie społeczeństwo jest zagubione, tylko indywidualny człowiek nie będący w stanie "autonomicznie" określić się w szumie propozycji upominających się o jego wolność. Kierownictwo duchowe, bardziej niż inne posługi, przez to, że pomaga zaistnieć ludziom uporządkowanym ma szansę wprowadzić w rozproszone i zdezorientowane życie społeczne nowe znaki nadziei.

1. Wszystkie cytaty oznaczone w tekście nazwiskiem i stronš pochodzą z antologii Filozofia dialogu, Wybrał, opracował i przedmową opatrzył Bogdan Baran, Wyd. Znak, Kraków 1991, 279 s.