Piękni i przeklęci
Back Home Up Next

Okruchy dnia
Losy gorsze od śmierci
Nikt ze mną nie pójdzie
Twarzą w twarz
Piękni i przeklęci
Albo - albo
Poddani Microsoftu
Szpieg doskonały

Retrospekcja: w raju

Piękno, które rodzi się na nowo co sto lat, siedziało w czymś na kształt poczekalni na dworze, przez którą hulał biały wiatr, a czasem przemykała pośpiesznie zagubiona gwiazdka. Gwiazdy mrugały do niego przyjaźnie, a wiatr bez przerwy rozwiewał jego miękkie włosy. Piękno było niezrozumiałe, bo duch i dusza stanowiły w nim jedno - było ową jednością, której poszukiwali przez wieki wszyscy filozofowie. W tej wietrzno-gwiezdnej poczekalni siedziało już sto lat, wpatrzone w siebie, spokojne. Wreszcie dowiedziało się, że czas znów się narodzić. Westchnęło i wdało się w długą rozmowę z głosem białego wiatru, rozmowę, która trwała wiele godzin; ja zaś mogę przytoczyć tylko jej fragmenty.

PIĘKNO: (Wargi nie poruszają się wcale, oczy zaś, jak zawsze, zwrócone są w głąb siebie). Dokąd teraz?

GŁOS: Do nowego kraju, do kraju, gdzie cię jeszcze nie było.

PIĘKNO: (niezadowolone) To okropne, że za każdym razem muszę przyzwyczajać się do nowej kultury. Na jak długo?

GŁOS: Na piętnaście lat.

PIĘKNO: Jak się nazywa ten kraj?

GŁOS: To najzasobniejsza, najpiękniejsza kraina na ziemi... Kraina, której najwięksi mędrcy nie są wiele mądrzejsi od największych głupców; kraj, którego władcy myślą jak małe dzieci, a prawodawcy wierzą w Świętego Mikołaja; gdzie brzydkie kobiety władają silnymi mężczyznami...

PIĘKNO: (ze zdumieniem) Co?

GŁOS: (z wielkim smutkiem) O tak, to prawdziwie smutny widok. Kobiety o tłustych karkach i bezkształtnych nosach chodzą bezwstydnie po świecie i mówią: "Rób to!" i "Rób tamto!", a wszyscy mężczyźni, nawet ci najzamożniejsi, słuchają ich bez słowa; nazywają je "żonami".

PIĘKNO: Przecież to niemożliwe! Mogłobym zrozumieć posłuszeństwo względem kobiet pełnych wdzięku, ale grubych? kościstych? o zapadłych policzkach?

GŁOS: A jednak to prawda.

PIĘKNO: A ja? Jak ja będę tam żyć?

GŁOS: Nie będzie ci łatwo.

PIĘKNO: (Po chwili niezadowolonego milczenia). A czemu nie wolno mi zamiast tego udać się do starych krajów, do kraju winorośli i ludzi o miękkich słowach, albo do kraju morza i statków?

GŁOS: Ci będą mieli wkrótce co innego do roboty.

PIĘKNO: Ach, tak...

GŁOS: Twoje ziemskie życie będzie zawierać się, jak zawsze, między jednym a drugim spojrzeniem w zwierciadło świata.

PIĘKNO: Kim będę? Powiedz!

GŁOS: Najpierw planowano, że tym razem pojedziesz jako aktorka filmowa, ale potem uznano, że mimo wszystko nie byłoby to właściwe. Na te piętnaście lat wcielisz się w coś, co nazywa się "dziewczyną z wyższych sfer".

PIĘKNO: A co to takiego?

(W wietrze słychać nowy dźwięk, jakby GŁOS drapał się w głowę).

GŁOS: (po dłuższej chwili) To jakby lewa arystokratka. PIĘKNO: "Lewa"? A co to znaczy?

GŁOS: Tego dowiesz się już w tej krainie. Tam wiele rzeczy jest "lewych". I ty wiele będziesz robić "lewych" rzeczy.

PIĘKNO: (pogodnie) To brzmi tak jakoś wulgarnie.

GŁOS: Bo jest wulgarne, i to bardziej, niż ci się zdaje. Przez te piętnaście lat będą nazywać cię "ragtime kid", "jazz-baby" i "baby vamp". Będziesz tańczyć nowe tańce, ani bardziej, ani mniej wdzięcznie niż te stare.

PIĘKNO: (szeptem) Czy otrzymam zapłatę?

GŁOS: Tak, jak zwykle - w miłości.

PIĘKNO: (Ze śmiechem, który tylko na chwilę zaburza bezruch warg). A czy polubię, że będą mnie nazywać jazz-baby?

GŁOS: (z powagą) Jeszcze jak...

(Tu dialog ten się kończy. PIĘKNO wciąż siedzi bez słowa, a gwiazdy zatrzymują się przed nim w zachwycie; a wiatr, biały, porywisty, przelewa się w jego włosach.)

 

 
This website has been optimised for 800x600.
© Jan Rybicki 2003