Piękno, które rodzi się na nowo co sto lat, siedziało w
czymś na kształt poczekalni na dworze, przez którą hulał biały wiatr, a
czasem przemykała pośpiesznie zagubiona gwiazdka. Gwiazdy mrugały do niego
przyjaźnie, a wiatr bez przerwy rozwiewał jego miękkie włosy. Piękno było
niezrozumiałe, bo duch i dusza stanowiły w nim jedno - było ową jednością,
której poszukiwali przez wieki wszyscy filozofowie. W tej wietrzno-gwiezdnej
poczekalni siedziało już sto lat, wpatrzone w siebie, spokojne. Wreszcie
dowiedziało się, że czas znów się narodzić. Westchnęło i wdało się w długą
rozmowę z głosem białego wiatru, rozmowę, która trwała wiele godzin; ja zaś
mogę przytoczyć tylko jej fragmenty.
PIĘKNO: (Wargi nie poruszają się wcale, oczy zaś, jak
zawsze, zwrócone są w głąb siebie). Dokąd teraz?
GŁOS: Do nowego kraju, do kraju, gdzie cię jeszcze nie było.
PIĘKNO: (niezadowolone) To okropne, że za każdym razem muszę
przyzwyczajać się do nowej kultury. Na jak długo?
GŁOS: Na piętnaście lat.
PIĘKNO: Jak się nazywa ten kraj?
GŁOS: To najzasobniejsza, najpiękniejsza kraina na ziemi...
Kraina, której najwięksi mędrcy nie są wiele mądrzejsi od największych głupców;
kraj, którego władcy myślą jak małe dzieci, a prawodawcy wierzą w Świętego
Mikołaja; gdzie brzydkie kobiety władają silnymi mężczyznami...
PIĘKNO: (ze zdumieniem) Co?
GŁOS: (z wielkim smutkiem) O tak, to prawdziwie smutny widok.
Kobiety o tłustych karkach i bezkształtnych nosach chodzą bezwstydnie po świecie
i mówią: "Rób to!" i "Rób tamto!", a wszyscy mężczyźni,
nawet ci najzamożniejsi, słuchają ich bez słowa; nazywają je "żonami".
PIĘKNO: Przecież to niemożliwe! Mogłobym zrozumieć posłuszeństwo
względem kobiet pełnych wdzięku, ale grubych? kościstych? o zapadłych
policzkach?
GŁOS: A jednak to prawda.
PIĘKNO: A ja? Jak ja będę tam żyć?
GŁOS: Nie będzie ci łatwo.
PIĘKNO: (Po chwili niezadowolonego milczenia). A czemu nie
wolno mi zamiast tego udać się do starych krajów, do kraju winorośli i ludzi
o miękkich słowach, albo do kraju morza i statków?
GŁOS: Ci będą mieli wkrótce co innego do roboty.
PIĘKNO: Ach, tak...
GŁOS: Twoje ziemskie życie będzie zawierać się, jak
zawsze, między jednym a drugim spojrzeniem w zwierciadło świata.
PIĘKNO: Kim będę? Powiedz!
GŁOS: Najpierw planowano, że tym razem pojedziesz jako
aktorka filmowa, ale potem uznano, że mimo wszystko nie byłoby to właściwe.
Na te piętnaście lat wcielisz się w coś, co nazywa się "dziewczyną z
wyższych sfer".
PIĘKNO: A co to takiego?
(W wietrze słychać nowy dźwięk, jakby GŁOS drapał się w
głowę).
GŁOS: (po dłuższej chwili) To jakby lewa arystokratka. PIĘKNO:
"Lewa"? A co to znaczy?
GŁOS: Tego dowiesz się już w tej krainie. Tam wiele rzeczy
jest "lewych". I ty wiele będziesz robić "lewych" rzeczy.
PIĘKNO: (pogodnie) To brzmi tak jakoś wulgarnie.
GŁOS: Bo jest wulgarne, i to bardziej, niż ci się zdaje.
Przez te piętnaście lat będą nazywać cię "ragtime kid",
"jazz-baby" i "baby vamp". Będziesz tańczyć nowe tańce,
ani bardziej, ani mniej wdzięcznie niż te stare.
PIĘKNO: (szeptem) Czy otrzymam zapłatę?
GŁOS: Tak, jak zwykle - w miłości.
PIĘKNO: (Ze śmiechem, który tylko na chwilę zaburza
bezruch warg). A czy polubię, że będą mnie nazywać jazz-baby?
GŁOS: (z powagą) Jeszcze jak...
(Tu dialog ten się kończy. PIĘKNO wciąż siedzi bez słowa,
a gwiazdy zatrzymują się przed nim w zachwycie; a wiatr, biały, porywisty,
przelewa się w jego włosach.)
|